Na koncert Macieja Piotra zapraszamy do Domu Kultury „Orle Gniazdo” w niedzielę 24.09.2017 r. o godz. 17.00. Przed spotkaniem z artystą zachęcamy do przeczytania rozmowy, jaką przeprowadziła z nim Pani Izabela Wyszowska.
„Urodziłem się by śpiewać…”
Izabela Wyszowska: Należy Pan do grona znanych i cenionych poznańskich wokalistów, jakie były początki Pana przygody z muzyką i śpiewem? Jak wiele miejsca zajmują one w Pana życiu?
Maciej Piotr: Muzyka jest dla mnie wielką pasją. Jest nieodłączną częścią mojego życia. Przygodę z muzyką rozpocząłem w dzieciństwie. Mając muzykalnych rodziców miałem gwarancję, że pomogą mi w edukacji muzycznej. W wieku 8-9 lat rozpocząłem naukę gry, kolejno na akordeonie, gitarze i saksofonie. W tym samym czasie zacząłem śpiewać w chórze kościelnym, a rok później zdałem egzamin do chóru Stuligrosza, jednak poza jedną próbą nie odpowiadała mi dalsza perspektywa przyporządkowania do stałych zajęć. Moich uzdolnionych muzycznie braci namówiłem do udziału w rodzinnym zespole, gdzie ja grałem na akordeonie, starszy brat na gitarze, a młodszy na saksofonie, tata natomiast na bongosach. Mama z kolei siedząc w fotelu lub na ławce z sąsiadami z radością przyjmowała pochwały na temat gry naszej rodzinnej grupy. Po pierwszych familijnych występach zapragnąłem wziąć udział w przeglądzie zespołów amatorskich w Pałacu Kultury w Poznaniu (dziś CK Zamek-I. W.) z piosenką zespołu Chriestie „Yelow River”. Wprawdzie jeszcze bez wielkiego sukcesu, ale pierwszy ważny sprawdzian się dokonał. W tym samym czasie o mojej pasji grania i śpiewania dowiedziała się nauczycielka śpiewu w szkole podstawowej i …chcąc nie chcąc stałem się „etatowym” wykonawcą na wszelkiego rodzaju uroczystościach szkolnych, na których zadebiutowałem utworem Krzysztofa Klenczona – „Kwiaty we włosach”.
Jako nastolatek grałem na gitarze i śpiewałem już w zespole ze starszymi kolegami, na różnych zabawach i weselach. Po 20. roku życia natomiast występowałem już z zespołami zakładanymi przez siebie. Mój repertuar wokalny zajmował wówczas około 80% wszystkich koncertów. Z upływem lat śpiewałem jako wokalista w oktecie (odbyłem wiele wyjazdów po Polsce, Niemczech i Austrii).
Związałem się z chórem Politechniki Poznańskiej, z którym jako chórzysta, tenor zaśpiewałem w kilku operach takich jak „Zmierzch Bogów”, „Parsifal”, „Otello”, czy „Król Edyp”. Występowaliśmy w Polsce i w Austrii w ramach słynnego festiwalu wagnerowskiego. Równolegle odbywałem też wiele solowych recitali, prezentując w nich wszystkie znane przeboje jakie w danej dekadzie były na topie.
I.W.: Jaki więc repertuar Pan aktualnie preferuje, jaki dominuje w Pana artystycznym dorobku?
M.P.: Preferuję repertuar lat 60-tych i 70-tych i on zdominował moje występy. W tych utworach przewijają się linie melodyczne, do których chętnie wracam.
Śpiewam covery takich piosenkarzy jak Engelbert Humperdinck, Elvis Presley, Cliff Richard, Roy Orbison, Dean Martin, czy Paul Anka. Tę szeroką dyskografię nazywam „nieprzemijającymi (niezapomnianymi) przebojami” – czuję bowiem sentyment do tych utworów. Prezentuję niekiedy również autorskie piosenki, ale w związku z tym, że nie mają one rangi przebojów, nie zawsze w swych recitalach włączam je do repertuaru.
Publiczność szczególnie entuzjastycznie reaguje słysząc znane i lubiane „hity”.
I.W.: W tym roku przypada 40-ta rocznica śmierci Elvisa Presleya – jakie znaczenie ma dla Pana jego twórczość, kiedy się Pan z nią zetknął?
M.P.: Z utworami Elvisa Presleya zetknąłem się już w latach 60-tych. W latach 70-tych jako nastolatek i zarazem członek zespołu muzycznego miałem do zaśpiewania jego utwory. I cóż, polubiłem je. Na stałe zagościły w moim repertuarze. Postanowiłem w końcu nagrać płytę, w której znalazło się kilka utworów Presleya. I wreszcie w tym roku 40-ta rocznica śmierci Elvisa, zaowocowała inicjatywą zorganizowania koncertu, na który otrzymałem zaproszenie do wykonania kilku jego utworów przy akompaniamencie Orkiestry Zbigniewa Pawlaka. Koncert odbył się 15 sierpnia na dziedzińcu Urzędu Miasta w Poznaniu. Okazuje się, że ta muzyka nie umiera ona cały czas dźwięczy w nas. Udowodniła to publiczność, która licznie przybyła na to wydarzenie i z entuzjazmem przyjęła kolejne piosenki. Myślę, że impreza przypadła do gustu poznaniakom w różnym wieku!
I.W.: Czy dziś muzyka lat 60-tych, 70-tych może zachwycać i porywać współczesne młode pokolenie, tak jak ich dziadków i rodziców za młodu?
M.P.: Proszę zauważyć, że cover zaśpiewany w duchu i klimacie oryginału porywa nas i na nowo odżywa swoją oryginalnością i nieśmiertelnością. To jest cząstka przeniesiona w czasie. Natomiast młodzi ludzie doszukują się w tej muzyce siebie samych, zastanawiając się co ona dla nich znaczy oraz czy oddaje ich emocje.
Muzyka tamtych lat nie jest powszechnie i całkowicie nam znana. Te osoby, które wówczas dorastały nie zawsze mogły ją dostatecznie poznać. Chcę przez to powiedzieć, że przeboje światowe były odtwarzane z mniejszą częstotliwością aniżeli teraz. Ponadto było mniej programów, które nadawałyby muzykę światową, a na zakupienie płyt nie każdy mógł sobie pozwolić. Teraz mamy większy dostęp do dawnych przebojów, warto je więc jak najczęściej przywoływać.
I.W.: Zgadzam się całkowicie! A jakie muzyczne atrakcje planuje Pan podczas swojego recitalu w Domu Kultury Orle Gniazdo?
M.P.: W programie mam utwory, które były i są rozpoznawalne, a cykl ten nazwałem „Nieprzemijające przeboje”. To nic innego jak piosenki, wspomnianych wcześniej, „gwiazd” jak Engelbert Humperdinck, Elvis Presley, Cliff Richard, Roy Orbison czy Paul Anka, do których zarówno ja, jak i słuchacze mają, jak sądzę, wielki sentyment. Jeszcze nie miałem okazji śpiewać w Domu Kultury Orle Gniazdo. Cieszę się na spotkanie z nową publicznością. Mam nadzieję, że zaproponowany przeze mnie repertuar przypadnie do gustu słuchaczom i odświeży w nich miłe wspomnienia z dawnych lat. Zapraszam serdecznie – warto posłuchać!
I.W.: Dziękuję za rozmowę.
Rozmowę przeprowadziła:
Izabela Wyszowska